Mój pierwszy samochód…
Trafiła mi się od sąsiada Syrenka 102 ze
zmianą biegów przy kierownicy, dwucylin-
drowym silnikiem i drzwiami otwieranymi
tylko z prawej strony. Dojeżdżałem nią ze
Śródmieścia w Warszawie na Bielany do
Akademii Wychowania Fizycznego. Po
drodze musiałem minąć wiadukt, więc Sy-
renka gramoliła się na niego dość wolno.
Zjeżdżając, rozpędzała się do niebotycz-
nej prędkości 60 km/h! A przy tej pręd-
kości uchylały się drzwi – otwierane do
przodu! Dlatego, kiedy zjeżdżałem z wia-
duktu, jedną ręką trzymałem kierownicę,
a drugą prawe drzwi.
Mój pierwszy raz
w samochodzie…
W latach 60. mój starszy brat był także
dumnym właścicielem Syrenki. Miałem
wtedy 9 lat. Niedziela, obiad, cała rodzina
siedziała przy stole w ogrodzie… Kiedy
nikt nie patrzył, wsiadłem za kierownicę.
Zacząłem sobie coś tam kręcić, dłubać.
Nagle włączyłem wsteczny bieg i Syrenka
zaczęła zbliżać się do drewnianego gara-
żu. Wszyscy rzucili się na ratunek. Jedni
próbowali ją zatrzymać, inni wyrzucić bieg.
Niestety, nie udało się pomóc. Wgniotłem
zderzak, garaż także „ucierpiał”. Było mi
strasznie wstyd, że zupełnie przypadkiem
uruchomiłem samochód brata.
Jeżdżę jak…
…spokojny, opanowany kierowca. Ale kie-
dyś, w zależności od sytuacji, potrafiłem
dość ostro jeździć, bardziej nerwowo.
Wściekałem się na innych. Z wiekiem
stałem się bardziej empatyczny.
Jeżdżę teraz…
…Volkswagenem Arteonem. Przed nim
miałem Volkswagena CC – wcześniej-
szą wersję usportowionej sylwetki Pas-
sata. Uwielbiałem to auto, więc zupełnie
naturalnie przesiadłem się na Arteona.
Pierwszy raz widziałem go w reklamie
w telewizji. Od razu mi się spodobał. Wy-
bór był oczywisty, kolor też – złoty – taki
jak w reklamie. Arteon jest dość dużym
i wygodnym samochodem, ale moja żo-
na go nie lubi. Dlaczego? Jest dla niej za
niski. Jeździ więc Volkswagenem Golfem
Sportsvanem, bo lubi siedzieć wysoko.
Ja źle się czuję w takiej pozycji. Wolę
być bliżej ziemi. (śmiech)
Wymarzony samochód…
Arteon spełnia moje oczekiwania. Jest
szybki, nowoczesny, bezpieczny, oszczęd-
ny. Nie mam marzeń, żeby jeździć super
Porsche czy Jaguarem. Przez większą
część życia samochód był dla mnie na-
rzędziem pracy, a nie możliwością do
zaszpanowania, wyżywania się... Nigdy
nie był dla mnie obiektem kultu, wes-
tchnień, marzeń.
Moje prawo jazdy…
Rok 1976. Duży Fiat. Egzamin zdany za
pierwszym razem. To był wielki sukces,
zapewne tak samo jak dziś.
Zabawna sytuacja
na drodze…
Na studiach dorabiałem sobie w Berli-
nie i stamtąd małym Fiatem wybrałem
się ze swoją dziewczyną do Bambergu.
Podczas podróży zaczęła zacinać się…
kierownica. Coś się zatarło, zapiekło. Na
szczęście po zjeździe z autostrady trafi-
liśmy do warsztatu Fiata. Zostawiliśmy
tam samochód i wróciliśmy po kilku go-
dzinach. A tam tłumy przy naszym au-
cie! Podszedłem do właściciela, aby
zapytać, ile płacę. – Nic – odpo-
wiedział z uśmiechem na ustach.
Okazało się, że tyle zabawy pod-
czas naprawy samochodu jeszcze
nigdy nie mieli. Mierzyli go, bada-
li, nadziwić się nie mogli, że takie
coś w ogóle jeździ. Okazało się,
że nasz maluszek nie trzymał
się żadnych parametrów. Był
np. z jednej strony dłuższy
o 7 cm. Jeździłem prawie
rombem! Powód zatar-
23
PROSTO
W OCZY