To pokolenie „rekodzieci”, które z mlekiem matki
wyssało zamiłowanie do tej niecodziennej pasji.
Rodzina z epoki
Moi synowie: Tytus (3 lata) i Staś (pół roku)
wyboru nie mieli. W rekonstrukcji są od
urodzenia. Tym bardziej, że ich mama
Sylwia też odmłodych lat działała w gru-
pie rekonstrukcyjnej, ale w Piasecz-
nie. Jak większość kobiet odgrywała
rolę markietanki, zajmującej się
np. szyciem, czy gotowaniem
dla żołnierzy. Poznaliśmy się
na jednej z imprez rekon-
strukcyjnych wOporowie.
Później spotykaliśmy się
na kolejnych i tak zostali-
śmy parą.
Gniew, Toruń, Kraków
– kwatery w akademi-
kach, internatach, albo
namioty. Rano pokazy,
potem potyczka, uczta,
na koniec koncert. Wyjazdy
zagraniczne lub wędrówki po lasach. My cały czas
w strojach, bo trzeba pokazać ludziom, jak to kie-
dyś wyglądało lub po prostu na imprezach nieko-
mercyjnych dla własnej przyjemności. Ktoś spoza
rekonstrukcji mógłby tego nie wytrzymać. Z Sylwią
od początku rozumieliśmy się bez słów. Bo ta pa-
sja ma głównie dwa cele. Po pierwsze robisz to dla
siebie, po drugie pokazujesz się innym i pozwalasz
im zobaczyć historię na żywo. Imprezy są głównie
komercyjne. Robimy wielką bitwę, a dookoła chodzą
turyści, przychodzą do naszych obozów, zagląda-
ją do garnków, w których oczywiście robimy po-
trawy z tamtych czasów. Wchodzą do namio-
tów i dziwią się, że nie mamy materacy tylko
np. sienniki i futra. Cały XVII wiek przenosimy
w dzisiejsze czasy – od bielizny, przez meble,
garnki, broń po jedzenie. Z naszym regimentem
jeździmy już po całej Europie. Ostatnio byliśmy
w Holandii, we Włoszech, na Litwie czy Ukrainie.
To odskocznia od życia codziennego. Średnio raz
na trzy tygodnie spędzamy weekendy z setkami
znajomych i przyjaciół i bawimy się świetnie. To tak
jakby co miesiąc jeździć na wesele z ludźmi, z któ-
rymi chcesz się spotkać. I co ważne – bardzo czę-
sto to organizatorzy imprez pokrywają nam koszty
transportu i wyżywienia.
Sława i ryzyko
Filmy i reklamy to dla niektórych z nas chleb powsze-
dni. Teraz sporo osób z rekonstrukcji Średniowiecza
gra w serialu „Korona królów”. Ja nie mam średnio-
wiecznej garderoby i nie za bardzo interesuje mnie
taka sława, dlatego proszę mnie tam nie wypatry-
wać. Ale w telewizji występowałem już wiele razy.
Pierwszy raz jeszcze w Lublinie – w jakimś filmie
dokumentalnym robiliśmy z kolegami za historyczne
tło. Redaktor opowiadał historię Lublina, a my prze-
chadzaliśmy się między drzewami. Statystowałem
w wielu filmach historycznych. Niestety, gdy nagry-
wali „Ogniem i mieczem” byłem niepełnoletni. Bra-
łem za to udział w kilku reklamach.
Oprócz momentów sławy, mamy też na koncie kon-
tuzje. Tak jak w każdym sporcie. Niektóre są trochę
mniej, inne bardziej spektakularne. W moim przy-
padku są efektem błędu. Mam na dłoni pod skórą
czarne plamy po prochu – to skutek nieplanowa-
nego wystrzału pistoletu. Finalnie jednak dochodzi
do walki zazwyczaj inscenizowanej, ale z wykorzy-
staniem prawdziwych szabli, mieczy czy włóczni.
Średnio raz na trzy
tygodnie spędzamy
weekendy z setkami
znajomych i przyjaciół.
52
ŻYJ
Z PASJĄ