I NAGLE
nie jadę!
ARTYSTA KABARETOWY, ALBO INACZEJ: RADIOWIEC Z OGROMNYM POCZUCIEM HUMORU,
DOJECHAŁ Z NAMI DO KOŃCA MOTOPYTAŃ.
Mój pierwszy samochód…
Kupiłem na giełdzie samochodowej –
Fiat 126p. To była jedyna możliwość,
żeby zacząć czymkolwiek jeździć. Był
granatowo-szary, fioletowy, bury, rdza
była…Może tak – ktoś mi kiedyś wy-
tłumaczył, że do kadzi, w których zanu-
rzano karoserię, wlewano różne farby.
Takie, które były. Mój Maluch, zdaje
się, miał na sobie mieszankę z wszyst-
kich dostępnych kolorów.
Mój pierwszy raz
w samochodzie…
Jeden z wujków – a miałem ich wielu,
bo mieszkałem w Solinie, a tam wszy-
scy się znali i jeśli ktoś był mężczyzną,
to poza bratem i ojcem – na pewno wu-
jek – jeździł Warszawą. Kiedyś pojecha-
łem z nim, z mamą i ciocią – jak kobie-
ta, a nie mama w Solinie, to ciocia – do
pobliskiego Leska. Niewiele widziałem,
bo tam były takie małe okienka i umiesz-
czone dość wysoko – patrząc oczami
niedużego dziecka. Ale nieważne – to
było wielkie przeżycie. Pamiętam też, że
z pobliskiej jednostki wojskowej w Ja-
worze przyjeżdżały samochody cięża-
rowe. My, dzieci, wybiegaliśmy na dro-
gę i prosiliśmy żołnierzy, by nas trochę
przewieźli. Ale była frajda jechać taką
wojskową cysterną!
Jeżdżę jak…
…się da, ale chyba coraz spokojniej.
Zwalniam. Z samego faktu, że przez pra-
wie 30 lat nie miałem żadnej stłuczki,
mogę wyciągnąć wniosek, że jeżdżę
dobrze. Ale to się wydaje chyba każ-
demu kierowcy.
Jeżdżę teraz…
Głównie zawodowo. Spędzam pół ży-
cia w samochodzie. Rocznie robię oko-
ło 40 tys. km. Moja praca polega na
tym, że gdzieś jadę występować i po-
tem z tych występów wracam. Obecnie
jestem w domu, bo koncerty zlikwido-
wał nam koronawirus. Za występowa-
niem już trochę tęsknię, ale za długimi
jazdami jeszcze nie.
Wymarzony samochód…
…to taki, który będzie mnie bezpiecznie
woził na miejsce i z powrotem. Ewentu-
alnie, gdybym miał motoryzacyjnie po-
marzyć, to chciałbym mieć… autobus.
Takiego Jelcza ogórka albo kwadra-
towego Autosana H9, bo z nimi wią-
żą się moje wspomnienia z dzieciń-
stwa. Takimi autobusami jeździłem,
będąc dzieckiem, po Bieszczadach.
Rzadko miewam szalone pomysły, ale
teraz sobie pomyślałem, że jakiś jubi-
leusz pracy twórczej mógłbym uczcić
zakupem starego autobusu. I na przy-
kład, zajeżdżać pod dom kultury, grać,
a po występie rozwozić publiczność
do domu.
Mam sentyment do…
Jeździłem kiedyś bordowym Volkswa-
genem Garbusem. To było spełnienie
moich młodzieńczych marzeń. Wiedzia-
łem, że nie stać mnie na nic nowocze-
snego i szybkiego. Pomyślałem: kupię
coś, co będzie moją fantazją. Po Ma-
luchu to każdy samochód jest przeja-
wem fantazji.
Miałem 25 lat, a Garbus 27! To było
przeżycie pozbawione sensu. Koniec
studiów, żadnych możliwości zarobienia
większych pieniędzy. A Garbus to była
skarbonka. Miał automatyczne ssanie,
które wyłączało się dopiero, kiedy roz-
grzał się silnik, czyli zimą praktycznie
w ogóle. Palił więc ok. 16 litrów benzy-
ny na 100 kilometrów. Jak na studencki
TO BYŁO
PRZEŻYCIE
POZBAWIONE
SENSU
21
PROSTO
W OCZY