fot. ©Z Andrusem po Galicji, fot. Ryszard Cieliński
budżet, to była ekstrawagancja. Stare-
go Garbusa mógłbym mieć ponownie.
To taka sentymentalna zabawa. Albo ja-
kiegoś Zaporożca, bo kuzyn nim jeździł.
Moje prawo jazdy…
Większość moich kolegów zrobiło je od
razu, jak tylko można było, czyli po ukoń-
czeniu 17 lat. Ja gdzieś po pierwszym
roku studiów. Oczywiście uczyłem się jaz-
dy na Maluchu. Jeśli chciało się jeździć
Polonezem, trzeba było za to dodatko-
wo zapłacić. Przyjąłem oszczędną wer-
sję zdobywania prawa jazdy. Zdałem za
pierwszym razem. Ale to nie był żaden
wyczyn. Wtedy sporo osób miało takie
szczęście...
Zabawna sytuacja na
drodze…
Miałem kilka sytuacji, z których teraz mogę
się śmiać, ale wtedy to wcale zabawne
nie było. Zdarzyło mi się parę razy jeździć
na oparach. I parę razy dojechać na nich
do stacji benzynowej. Coś w człowieku
jest takiego, że próbuje. A nóż się uda!
Może inni nie dojadą, ale ja? Dlaczego
niby? I dwa razy się nie udało. Raz na
autostradzie. Pyk, pyk, pyk i stanąłem
na pasie awaryjnym. Obstawiono mnie
słupkami, podano telefony do pomo-
cy drogowej i skończyłem na lawecie,
a potem w warsztacie. Drugi raz to była
droga szybkiego ruchu z zejściem przez
rów. Dotarłem więc pieszo do najbliższej
wsi. Jakiś pan sprzedał mi olej napędo-
wy ze swojego traktora. Nieźle się na
mnie dorobił.
Miałem też, powiedziałbym, magiczną
sytuację z moim Garbusem. Kiedyś mój
pan „Garbusiarz” czyli mechanik, który
zajmował się tylko Garbusami, powiedział:
„Silnik mu wysiądzie, a on i tak dojedzie
na miejsce”. Parę miesięcy później się
o tym przekonałem. Byłem na wakacjach
na Mazurach. Jadę. Jadę. I nagle nie ja-
dę. Pedał gazu spadł mi na podłogę. Ze-
rwała się linka gazu. 300 metrów dalej
zobaczyłem napis: „Auto naprawa”. Czyli
Garbus wyczuł moment. Dopchnąłem go
na podwórko. Widać było zdziwienie na
twarzy mechanika. Ostatni raz chyba jego
dziadek jeździł czymś takim. Mechanik
nową linkę mógł mi kupić najwcześniej
za trzy dni. Ale ja musiałem wracać do
Warszawy już. Błagałem go, by coś wy-
myślił. I chyba go olśniło, bo zapropono-
wał mi spacer za stodołę! A tam… stała
skorupa Garbusa. Nic w niej nie było, tylko
STAREGO GARBUSA MÓGŁBYM
MIEĆ PONOWNIE.
TO TAKA SENTYMENTALNA ZABAWA...
22
PROSTO
W OCZY