Background Image
Previous Page  53 / 64 Next Page
Basic version Information
Show Menu
Previous Page 53 / 64 Next Page
Page Background

A to instrument dęty o największej skali

ze wszystkich instrumentów dętych.

Nadaje się i do klasyki, i do rozrywki.

Egzaminatorzy stwierdzili, że mam talent,

bo miałem dużą łatwość w rozróżnianiu

bardzo bliskich sobie dźwięków. Obra-

zowo wygląda to tak: kiedy słyszysz

ryk niedźwiedzia i śpiew skowronka,

to wiadomo który jest wyższy. Jeśli

dźwięki są bardzo podobne, mózg

rozpoznaje je na zasadzie często-

tliwości. Nie każdy więc potrafi…

I tak trafiłem na cudownego na-

uczyciela: Wojciecha Kulczyckiego.

Podchody sąsiadów

Moja mama, bardzo praktyczna,

wypożyczyła mi instrument ze

szkoły. Bała się, że będę chciał

go szybko zmienić na inny. Nie

kupiła mi klarnetu na własność,

bo nie była pewna, czy fascy-

nacja wkrótce nie minie. Ćwi-

czyłem więc w swoim poko-

ju. Rozstawiałem na środku

pulpit z nutami. Bardzo szybko

uczyłem się utworów na pamięć,

więc grałem krótko. Im bardziej

zacząłem poprawiać technikę, skalę

i dynamikę na instrumencie, tym czę-

ściej dało się zauważyć niezadowolenie

sąsiadów. Dlatego musiałem zostawać

w szkole muzycznej i ćwiczyć w salkach.

Mogłem za to grać otwartym dźwiękiem

i ćwiczyć bez ograniczeń. Szkołę pod-

stawową muzyczną skończyłem w czte-

ry lata, zamiast standardowych sześć.

Bo grałem już utwory, które studenci

przygotowują na Akademii Muzycznej.

Moi rodzice, szczególnie mama, byli ze

mnie bardzo dumni. Kibicowali mi, jeź-

dzili na moje występy, koncerty. Pamię-

tam swój pierwszy konkurs muzyczny

w Oławie. Grałem dwa utwory, w jednym

się pomyliłem i się rozpłakałem. Zająłem

drugie miejsce. Dziecięca, chora ambi-

cja, na szczęście szybko mi przeszła.

Saksofon jak

odkurzacz

Mój nauczy-

ciel prowa-

dził także

big-band –

zespół jazzo-

wy – składający

się z uczniów kla-

sy saksofonu, perku-

sji i trąbki. Pewnego dnia

pan Wojciech przyniósł mi sak-

sofon i powiedział, że mam za-

grać. Nie byłem pewny, czy mi

się uda. A okazało się, że w porównaniu

do klarnetu, jest to instrument łatwiej-

szy w obsłudze. Można podłączyć rurę

do odkurzacza, ruszać palcami i jesteś

saksofonistą – żartował nauczyciel. I tak

zostałem członkiem zespołu jazzowego

na stanowisku „drugiego saksofo-

nu”. Od razu zostałem rzucony

na głęboką wodę. Dostawa-

łem nuty, dwa razy trzeba by-

ło przegrać utwór i następny.

Zawodowe podejście! I tak za-

częła się moja przygoda w ze-

spole Jazz Combo Volta, w któ-

rym gram do dziś. A zacząłem, gdy

miałem 14 lat. Koncertowaliśmy m.in.

w Belgii, Holandii, Austrii, Niemczech,

fot. darchiwum prywatne

53

ŻYJ

Z PASJĄ